poniedziałek, 16 października 2017

Złote Bieszczady

Wraz z nadejściem października pojawia się u mnie niepokój - zdążę na płonące buki? Pogoda będzie łaskawa? W tym roku niepokój podsyca fakt, że nadmiar zajęć nie pozwala mi na choćby dzień urlopu, tak więc do dyspozycji pozostają weekendy. Prognozy na sobotę były nader łaskawe: miało nie padać a po południu spodziewane były nawet przejaśnienia! Czy trzeba lepszej zachęty?

Po dłuższym zastanowieniu za cel obrałyśmy Połoninę Wetlińską. Co prawda miałam ochotę na mniej uczęszczany szlak ale jak wiadomo ostatnie słowo należy do szofera a szofer zatęsknił za Wetlińską, na której był.... 28 lat temu. Trudno dyskutować z takim argumentem :)

Jechałyśmy jak zwykle "dołem" czyli przez Komańczę. A tam Arkadiusz Andrejkow tak pięknie przyozdobił wiadukt:




Nad górami unoszą się mgły




Dymią retorty


i bieszczadzka ciuchcia, której donośny gwizd słychać było aż na Przełęczy Przysłup.


Widok z wieży na owej Przełęczy



Bieszczadzcy kowboje :)







I oto jesteśmy na Przełęczy Wyżnej a tam gdzieś wysoko malutka Chatka Puchatka


Na szlaku tłoczno


Buki się złocą


Nieśmiałe przebłyski słońca na Osadzkim Wierchu


W schronisku nawet nie było tłoczno, zatrzymałyśmy się więc na herbatę i wspominki. Pierwszy raz piłyśmy tu herbatę właśnie 28 lat temu, na szkolnej wycieczce w głębokiej podstawówce :) Nasza wychowawczyni wybrała się na szlak w długiej spódnicy i koturnach na korkowej podeszwie. Wędrówka w takim stroju po kamienistej ścieżce była dość karkołomnym zadaniem, dlatego czekając na nią zdążyliśmy wypić herbatę.




Nad Caryńską też się przejaśnia


A my idziemy dalej, ku Osadzkiemu


Chatka za nami



coraz mniejsza



i mniejsza


Ale przejaśnienia coraz śmielsze. Czyżby prognozy się sprawdzały?


Widok z Osadzkiego Wierchu czyli 3 w 1: Wetlińska, Caryńska i Tarnica



A to widok w stronę Smereka


Ludzi na szlaku było sporo ale tak zazwyczaj bywa w weekend. Żeby tylko zachowywali się przyzwoicie... Wrzaski, głośna muzyka odtwarzana ze smartfonów, spotkałyśmy  też mocno nietrzeźwą grupkę ze Śląska, jeden chłopak aż się przewracał. Smutne to. Na Smereku mijał nas parkowy strażnik, niósł cały wór śmieci. A to przecież Park Narodowy...


Szare Berdo






Za nami Roh, Osadzki i Hnatowe Berdo



Smerek


Między Rohem a Osadzkim widać rożek Caryńskiej


Ze Smereka wygoniły nas nieprzyjemne chmury. Po drodze jeszcze taka zygzakowata niespodzianka.



Gdy zeszłyśmy do lasu, wypogodziło się.


Słońce się chowa na górami, czas wracać do domu.


Jeszcze tylko rzut oka na Łopiennik



I na koniec podziękowania dla anonimowego znalazcy - na parkingu wypadła mi z plecaka kosmetyczka, którą ktoś litościwie położył na masce samochodu.

Pozdrawiam serdecznie

4 komentarze:

  1. Cudowne zdjęcia, piękne góry.
    W tym roku nie udało mi się wybrać ani na jedną wycieczkę (ot życie). Może dlatego z takim wzruszeniem oglądam Twoje zdjęcia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Jesień pełni, prognozy optymistyczne, więc może jeszcze zdążysz. Dwa lata temu byłyśmy na Haliczu początkiem listopada, akurat zdążyłyśmy na schyłek jesieni.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Powtórzę za Antoniną: Cudowne zdjęcia ...
    My wpadliśmy tylko na chwilkę w piątkowy wieczór do zajazdu pod Caryńską, do Ustrzyk Górnych, by spotkać się ze znajomymi na Czartgraniu, więc ominęły mnie te wszystkie widoki, a szkoda; musieliśmy wracać, mąż mocno przeziębiony; różni ludzie przyjeżdżają w góry, niektórzy zachowują się jak psy spuszczone ze smyczy; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maryniu dziękuję ale to warunki były cudowne :)
      A jeśli chodzi o o przeziębienie - mnie pomaga "supertonik mocy" Agnieszki Maciąg http://agnieszkamaciag.pl/naturalny-antybiotyk/ wystarczyło 2 dni zażywania tej mikstury co 3godz i zaraza zwalczona :)
      Pozdrawiam i życzę zdrowia dla Męża :)

      Usuń