niedziela, 27 czerwca 2021

Zielone Bieszczady

 Czwarta nad ranem.... śpiewałam sobie jadąc po Nunę. Umówiłyśmy się, że wyruszymy od niej o 5 aby uniknąć tłoku i mieć duuużo czasu na liczne przystanki na podziwiani widoków. W planach miałyśmy Krzemieniec oczywiście przez obie Rawki, z których widać całe Bieszczady.

Jechałyśmy jak zwykle "dołem" czyli przez Komańczę. W okolicach Moszczańca napotkałyśmy malownicze mgły. 





I już jesteśmy na parkingu na Przełęczy Wyżniańskiej i tęsknie patrzymy na Połoninę Wetlińską.



Żwawo ruszamy na szlak


Tarnica ukryła się za chmurami


W lesie co i raz napotykałyśmy myszy. Trudno im zrobić ostre zdjęcie, są bardzo zwinne




I zaczynają się schody. Tu przynajmniej jest poręcz ale wyżej, przed samym szczytem nie było już takiego udogodnienia a szkoda, bo tamte kamienne schody (niestety nie mam zdjęcia) były dość strome i wysokie.


Mała Rawka powitała nas ożywczym wiatrem i rozległymi widokami.



Połonie Wetlińska za lekką mgiełką


A na horyzoncie większa siostra

Widok ku Tarnicy



Wielka Rawka



kruk



Mała Rawka a w tle po lewej Wetlińska



Połonina Caryńska wraz z Tarnicą, Szerokim Wierchem i Bukowym Berdem



Nacieszywszy się widokami, ruszamy na Krzemieniec. To ten zalesiony szczyt w oddali.


Ścieżka biegnie granicą polsko-ukraińską, o czym przypominają słupki graniczne.

Droga początkowo biegnie w dół ale później trzeba się wdrapywać pod górkę



I wreszcie szczyt a na nim trójstyk granic Polski, Ukrainy i Słowacji





Wracałyśmy tą samą drogą ciesząc się, że wyruszyłyśmy na szlak tak wcześnie. Tłum (mimo że to był środek tygodnia) gęstniał. Na Wielkiej Rawce spotkałyśmy panią w dość niekonwencjonalnym górskim obuwiu...


Jeszcze tradycyjny kącik botaniczny :)


Podbiałek alpejski


Czworolist


Jaskier platanolistny


Ciemiężyca biała


Chciałyśmy się zatrzymać w schronisku na kawę ale było dosłownie oblężone przez jakąś wycieczkę. Wzmocniłyśmy się więc na parkingu zupą z soczewicy, którą przezornie wzięłam do termosu a na kawę pojechałyśmy do Cisnej. Skrzyżowanie w tej miejscowości jest właśnie przebudowywane, są światła ale wyobrażam sobie, jakie korki są tu w weekendy.


A oto bilans wycieczki - robiłyśmy prawie 25 tys. kroków!



Przyjemnie zrobić sobie malutki urlop w środku tygodnia, przewietrzyć głowę a oczy nasycić bezkresną zielonością. 

Pozdrawiam serdecznie

niedziela, 13 czerwca 2021

Pieczątka z Popowej Polany

 Po kilku latach włóczenia się po górach można zaobserwować pewne prawidłowości typowe dla tej formy spędzania wolnego czasu. Jedna z nich dotyczy wyjazdów na tzw. długie weekendy - nie należy planować na ten czas żadnych wyjazdów bo wiadomo, ze będzie padał deszcz albo i śnieg, jak to nam się kiedyś przydarzyło podczas majówki w Bieszczadach. Dlatego też i tym razem nie planowałyśmy dalszych wyjazdów zostawiając sobie furtkę, że jakby co, to się zdzwonimy w piątek. 

Tak też się stało. Aby uniknąć tłumu na szlaku, poszłyśmy w "krzaki" totalne, bez szlaku, wspierając się aplikacją mapy.cz, bo nawet na mapie niektóre leśne dróżki nie były zaznaczone. 

Wyruszyłyśmy z Bałucianki w stronę Popowej Polany, którą odwiedziłam we wrześniu z szarańczą, ale wtedy nie udało nam się znaleźć pieczątki do Korony Lubatowej. Znajomy mi podpowiedział, aby szukać jej poniżej szczytu, przy zejściu do Lubatowej.





Widok na Przymiarki



Cergowa



W tym roku chyba mamy urodzaj storczyków :)


Szłyśmy przez las wspomagając się aplikacją, bo co i rusz napotykałyśmy rozwidlenia a od Bałucianki nie ma ani szlaku ani oznaczonej ścieżki na Popową. Nie spotkałyśmy żywego ducha oprócz panów zajmujących się wycinką.


Łany miesiącznicy trwałej o słodkim, nieco mdłym zapachu


I oto jesteśmy na szczycie Popwej Polany



Piotruś



Cergowa




Po pieczątkę musiałyśmy zejść aż do podnóża 





Wracałyśmy tą samą drogą. 


w oddali Zawadka Rymanowska


Nunie co i raz pchały się pod nogi jak nie węże


młodziutki zaskroniec

... to beznogie jaszczurki

padalec

O mało co nie wdepnęła też w ciekawą roślinę, która po bliższych oględzinach okazała się być podkolanem



Ponieważ byłam bardzo niepocieszona, że nie znalazłam rozkwitniętego egzemplarza, poszłyśmy tak jeszcze raz tydzień później.



Hm, różnica jest niewielka ale na szczęście tuż obok był bardziej rozwinięty osobnik.




Po bliższych oględzinach okazało się, że jest to podkolan zielonawy. Różnica między p. białym a zielonawym jest niewielka, polega głównie na układzie pyłkowin. Dobrze ilustrują ją zdjęcia zamieszczone na tym fantastycznym blogu





Bardzo mnie cieszą te botaniczne odkrycia. Człowiek sam nie wie, jakie skarby ma na wyciągnięcie ręki :)

Pozdrawiam serdecznie