środa, 18 marca 2020

Tworylne

Przed zarazą uciekłyśmy w Bieszczady. Śnieżyce kwitną a  nas tam nie ma? Niedopuszczalne! Pomknęłyśmy więc szarym sobotnim świtem, testując nowiutką obwodnicę Sanoka ku Rajskiemu. Skręciłyśmy przed mostem w drogę biegnącą wzdłuż Sanu, która według wszelkich opisów miała być zniszczona. Nie spodziewałyśmy się, że aż tak. Same dziury, w dodatku wypełnione wodą, więc trudno było ocenić ich głębokość. No ale jakoś doturlałyśmy się do skrzyżowania przy moście w Studennem (za cenę porysowanych drzwi, bo za mocno "przytuliłam" się do krzaków :) ) Za to nagroda czekała na nas pod samiutką tablicą rezerwatu.


Piękna kępa śnieżyc!




Wędrujemy błotnistą drogą, brzegiem Sanu


co i rusz trafiając na zwiastuny wiosny, jak poniższy łuskiewnik


śledziennice


czy śnieżyczki


nieśmiały lepiężnik




Trafił się też ciekawie wybarwiony okaz huby


W oddali San


Żaby rozpoczęły już aktywność


San




hmmm... wilk?



Ścieżka prowadzi nas do lasu, w dole wciąż towarzyszy nam San


wawrzynek wilczełyko


paprocie pięknie przezimowały


Ciekawe, jak duży był właściciel tych kopytek :)


I oto przed nami dolina Tworylnego








Ktoś tu mieszka?




resztki wilczej uczty


Pozostałości alei dworskiej

 ruiny stodoły dworskiej


i stajni


Nie udało nam się dotrzeć dalej, aby zobaczyć dzwonnicę i cmentarz, podmokły teren i rozlewisko zniechęciły nas do szukania innej drogi. Sugestywnie podziałały też na nas resztki wilczej uczty...


dzwonnica parawanowa


Wracałyśmy tą samą drogą. Wdrapując się na niewielkie wzniesieni oczom naszym ukazał się... wilk. Udało mi się uchwycić tylko jego fragment.


Niedaleko miejsca, gdzie zostawiłyśmy samochód, uporządkowano ruiny strażnicy niemieckiej




Jeszcze tylko krótki spacer na most




aby popatrzeć na San




i na lecące żurawie


Wracałyśmy dla odmiany "dołem" czyli przez Cisną. Niby dłuższa trasa ale jakże malownicza.

Dzwonnica parawanowa w Terce


Chciałyśmy też choć z daleka popatrzeć na Bieszczady Wysokie. Najpiękniejszy widok jest z wieży na Szczerbanówce


ośnieżone szczyty Połoniny Wetlińskiej


Z sentymentu zatrzymałyśmy się jeszcze w Komańczy




i wracamy do domu i przygnębiającej rzeczywistości.

Pozdrawiam serdecznie


P.S.

Nunie po intensywnej wędrówce odpadła podeszwa :)